sobota, 31 października 2015

Top 10: najgrubsze książki w mojej biblioteczce

Wreszcie ogarnęłam rzeczywistość. Październik 2015 mogę uznać za jeden z gorszych miesięcy ostatnimi czasy. Sprawy pracowe pokryły się z problemami w życiu prywatnym i kłopotami zdrowotnymi... Czas na lekki reset, czyli Top 10 Kreatywy, który pojawił się ostatnio na blogach. Może zmobilizuje mnie wreszcie do sięgnięcia po grubasy z mojej biblioteczki. Nie będą to książki, które nadają się do włożenia do torebki.



Od lewej strony:

1. Brandon Sanderson "Droga królów" -  959 stron - jak na razie zatrzymałam się na 79 stronie i nie mogę ruszyć dalej, ale podobno warto...

2. Marc Elsberg "Blackout" - 783 strony - pogrążająca się w ciemnościach Europa - thriller w sam raz dla mnie, szkoda tylko, że taki ciężki. Ostatnio widziałam w autobusie kobietę czytającą Elsberga, czyli jednak się da ;)

3. Elżbieta Cherezińska "Turniej cieni" - 815 stron - jeden z najnowszych nabytków, z doświadczenia wiem, że książki pani Elżbiety czyta się błyskawicznie, więc i z tą pewnie nie będzie problemu

4. Donna Tartt "Szczygieł" - 844 strony - ten grubas zdobył nagrodę Pulitzera, więc jego lektura będzie pewnie niezłym wyzwaniem

5. Eleanor Catton "Wszystko, co lśni" - 935 stron - kolejne wyzwanie, czyli Nagroda Bookera 2013

6. J.K Rowling "Harry Potter i zakon Feniksa" - 960 stron - jedna z moich ukochanych serii z dzieciństwa, czy też raczej wczesnej młodości.

7. Katarzyna Bonda "Okularnik" - 846 stron -  dość gruba książka, jak na kryminał. Jednym się podoba, inni narzekają na mnogość wątków.

8. Stephen King "To" - choć na to nie wygląda najgrubsza książka w zestawieniu 1102 strony!

9. John Steinbeck "Na wschód od Edenu" - 848 stron - króciutkie "Myszy i ludzie" tego autora ogromnie, przeogromnie mi się podobały, więc ten klasyk amerykańskiej literatury też powinien

10. George R.R Marin "Starcie królów" - 919 stron - jak do tej pory mój najukochańszy tom Pieśni Lodu i Ognia


Przeczytałam 2 z dziesięciu zaprezentowanych powyżej książek - Harrego Pottera i Starcie królów. Co Waszym zdaniem powinnam przeczytać jak najszybciej?




poniedziałek, 26 października 2015

"Mężczyźni bez kobiet" Haruki Murakami

Nie lubię opowiadań, tak już po prostu mam. Wyjątek robię zaledwie dla kilku autorów, a jednym z nich jest właśnie Japończyk, Haruki Murakami, którego książkami zaczytuję się już dobrych kilka lat. Japoński autor co roku jest "murowanym" kandydatem do Nagrody Nobla i co roku musi obejść się smakiem. Jego charakterystyczny styl jest ceniony na całym świecie, a Murakami ma wielu fanów także w Polsce.



"Mężczyźni bez kobiet" to zbiór opowiadań. Tematyką siedmiu mini opowieści jest samotność mężczyzn, izolacja, wykluczenie, miłość i tęsknota. Bohaterami Murakamiego są mężczyźni w różnym wieku, a łączy ich jedno - w ich życiu brakuje kobiet - umarły, odeszły, a niektóre jeszcze się nie pojawiły. Wśród bohaterów są m.in aktor, któremu umarła żona, chirurg, który umarł z miłości, mężczyzna, którego kobiety popełniają samobójstwa, czy Gregor Samsa - bohater "Procesu" Kafki. Murakami bawi się konwencjami, stylami i językiem. Odnosi się do znanych dzieł literackich - "Procesu" Kafki, "Dobrego wujaszka Wani" Czechowa i Baśni z 1001 nocy. Nie brakuje też elementów fantastycznych, typowych dla prozy Japończyka.

Opowiadaniami, które najbardziej mi się podobały i najbardziej zapadły mi w pamięć były "Szeherezada", "Niezależny organ" i"Kino". Wszystkie trzy mnie zaintrygowały i zainteresowały. Niestety spowodowały także wielki niedosyt - aż prosiły się o kontynuacje. Pozostałe cztery opowiadania nie wyróżniły się niczym szczególnym i pewnie wkrótce o nich zapomnę. 

Zagorzali czytelnicy Murakamiego znajdą w "Mężczyznach bez kobiet" coś dla siebie (chociażby trzy wspomniane wcześniej opowiadania), reszta pewnie przejdzie koło tego tomiku obojętnie, bo nie jest to najlepsze dzieło japońskiego pisarza.

Jedna rzecz jest pewna. Business & Culture wie jak ciekawie wypromować książkę. W 28 października, w Warszawie otwiera się Klub Murakamiego, gdzie "Przez siedem dni wstępując na plac Zbawiciela, będzie można poczuć się jak w Tokio wprost z kart powieści Harukiego Murakamiego".

czwartek, 8 października 2015

"Bliźnięta z lodu" S.K Tremayne

Lydia i Kirstie Moorcroft - bliźniaczki, ukochane córeczki Sary i Angusa, dziewczynki o lodowato błękitnych oczach. W wyniku nieszczęśliwego wypadku Lydia spada z balkonu, w domu rodziców Sary. Całe życie tej typowej, angielskiej rodziny rozpada się na drobne kawałki. Czternaście miesięcy po tragicznych wydarzeniach pojawia się promyk słońca. Angus, po zmarłej babci, dziedziczy maleńką wyspę Eilean Torran. Moorcroftowie wyprowadzają się z eleganckiego, ale zadłużonego domu w Londynie, do małej zrujnowanej chatki u wybrzeża Szkocji. Każde, na swój sposób, próbuje poradzić sobie ze stratą. Odosobnienie i nowa okolica zamiast sprzyjać, pogłębia smutek i dezorientację Kirstie, a także nasilają animozje pomiędzy Sarą a Angusem.



"Bliźnięta z lodu" łączą w sobie elementy powieści psychologicznej, thrillera, a czasami nawet horroru, ale przede wszystkim jest to powieść o rodzinie, która cierpi po stracie bliskiej osoby. Nie ma nic gorszego dla rodziców niż strata dziecka, a dla bliźniaka strata swojego drugiego ja. Sarah, lekko zagubiona, cieszy się z przeprowadzki do nowego miejsca. Dla ich trzyosobowej rodziny może być to nowy początek. Ale im dalej w las tym gorzej. Kirstie w nowym miejscu czuje się coraz gorzej, na domiar złego ma problemy z tożsamością. Sarah próbuje dowiedzieć się, co stało się tragicznego wieczoru, gdy zginęła jej córeczka, a Angus wyraźnie ukrywa jakąś tajemnicę. Kłamstwa i sekrety powoli niszczą rodzinę Moorcroftów, a kulminacja ich problemów ma miejsce podczas potężnego sztormu, który nawiedza wybrzeże.

Duszna i mroczna atmosfera odludnej Eilan Torran, którą stworzył Tremayne, nasiliła uczucie niepokoju i napięcia, które towarzyszyło mi od początku do samego końca książki. Nieraz podczas lektury nerwowo obgryzałam paznokcie i jak najszybciej chciałam dowiedzieć się, co naprawdę stało się z Lydią. "Bliźnięta z lodu" była smutną i przejmującą, ale zdecydowanie satysfakcjonującą lekturą. Autor umiejętnie budował napięcie, stworzył wiarygodną i ciekawą intrygę. Jego lekki styl pozwolił bardzo szybko zapoznać się z lekturą. Ten kto szuka dobrego thrillera psychologicznego lekturą S.K Tremayne się nie zawiedzie.

czwartek, 1 października 2015

"Tysiąc drzewek pomarańczowych" Kathryn Harrison

4 lutego 1662 rodzą się dwie dziewczynki. Jedna z nich to Marie Louise, francuska księżniczka, bratanica króla Ludwika XIV, później hiszpańska królowa. Druga to Francisca de Luarca, córka ambitnego hodowcy jedwabników. Kathryn Harrison naprzemiennie przedstawia losy dwóch kobiet w czasach okrutnej Inkwizycji.

 
Piękna Marie Louise w Hiszpanii staje się Marią Luisą, królową, żoną brzydkiego, niedorozwiniętego króla Carlosa, niezdolnego spłodzić upragnionego dziedzica. Małżeństwo z hiszpańskim władcą jest spełnieniem wszelkich koszmarów młodej dziewczyny. Spragniona prawdziwej miłości, obarczona presją urodzenia dziecka, pod okiem knującej teściowej, Maria popada w odrętwienie, uzależnia się od laudanum, a swe życie nieopatrznie powierza w ręce karła.
Francesca de Luarca to córka zubożałego hodowcy jedwabników i mamki króla Carlosa. W wyniku nieprzemyślanych decyzji ojca rodzina zostaje doprowadzona do ruiny. Trudna sytuacja zmusza matkę Francesci do wyjazdu na dwór królewski, gdzie zostaje mamką młodego Carlosa. Po śmierci matki dziewczyna wiąże się w niebezpieczny związek z miejscowym księdzem. Historię obu kobiet poznajemy dzięki opowieściom Francesci, która siedząc w lochach Inkwizycji wspomina swe życie i snuje opowieść o młodziutkiej królowej.

Kathryn Harrison stworzyła ciekawą powieść historyczną osadzoną w czasach Wielkiej Inkwizycji. Choć Maria Luisa i Carlos są postaciami historycznymi, to autorka pozwoliła sobie na dość luźną interpretację ich biografii. Za to Harrison idealnie odtworzyła duszną atmosferę tamtych czasów, wszechobecny strach przed Inkwizycją i jej okrutne metody działania.

"Tysiąc drzewek pomarańczowych to powieść, która może się podobać, ale mnie osobiście nie zauroczyła, momentami nawet lekko znudziła. Jednak tym, którzy są zainteresowani historią i kulturą Hiszpanii ta książka może przypaść do gustu.